czwartek, 15 września 2011

sierpień/wrzesień

Witamy jeszcze słonecznie:))

było spokojnie chociaż nie bez niespodzianek i to tych, których nie chcemy...:(
pod koniec sierpnia zaplanowalismy weekendowy wypad do Karpacza...tak żeby Darusi osłodzić smutki... mielismy jechać w sobotę... ale w środę niepostrzeżenie wdarła się gorączka...nie za wysoka, ale już niepokojąca 38,3... pojechalismy więc do kliniki celem konsultacji zwłaszcza, ze wraz ze wzrostem temperatury bardzo mocno podskoczyły nam leukocyty, a to kolejny powód do niepokoju... Jak dotarliśmy do kliniki, temperatura spadła, a w Otusia wstąpiły podwójne a nawet potrójne siły witalne a Pan Doktor jak go zobaczył zapytał czy to napewno to dziecko ma gorączkę:) ...
Zbadał Otusia dokładnie i stwierdził , że wszystko "działa" prawidłowo i nie ma powodu podawać antybiotyk... jeśli jednak temperatura powracałaby należy skontaktować się ponownie z kliniką...a jesli chodzi o wyjazd to nadal był on możliwy pod warunkiem, ze nic się do tego czasu nie wydarzy... ale niestety nie moze być nigdy za pięknie... temperatura wracała regularnie:( i to coraz wyższa...do 39,6 wiec umówieni z Panią Doktor stawiliśmy się w piątek rano w klinice, wstrzymano nam chemię i dostalismy antybiotyk na 7 dni a co za tym idzie weekendowy wyjazd został wykluczony:(( Na szczęscie antybiotyk zadziałał jak powinien i tydzień później po infekcji nie było śladu...chociaż nie były to łatwe dni bo do temperatury dołaczyła również infekcja śluzówek czyli paskudny ból buźki..:(
13 września zgłosilismy się ponownie do kliniki...tym razem na badania przed punkcja. Zostaliśmy przyjęci na oddział no i musieliśmy założyć motylka...było trochę płaczu ale Otus to przecież duży chłopak i był badzo dzielny... do punkcji równie przystąpił bardzo odważnie rozbrajając wszystkich swoim tekstem...siedzac na stole zabiegowym kiedy ma podawane leki usypiające i wiadomo, ze za chwilkę "odpłynie" zawsze chce go przytrzymać a on odpowiada: "mamusiu, nie trzymaj mnie jestem dzielny i dam radę sam...".... i odpływa:) rozkoszny...:))
I znów ten sam problem...szybkie przebudzenie i chęc wstania jak najszybciej, no i w brzuszku burczy...a tu trzeba leżeć i leżeć,a na jedzonko jeszcze trochę poczekać.... ciężko było, ale dał radę...w końcu to dzielny chłopak:)

jutro mija rok od diagnozy... okrągły rok... czas leci...

pozdrawiamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz