wtorek, 27 marca 2012

28 marzec

Witam...
wczorajsze wyniki bardzo dobre... znów 150% chemii...
Jednak to był najgorszy dzień od momentu przejścia na podtrzymującą kiedy to co tydzień musimy robić morfologię... mimo, że to jest tylko pobranie krwi z paluszka, a ja zakupiłam mu specjalne nakłuwacze dzięki, którym ukłucie jest prawie niewyczuwalne Otuś ma już tego dość i świadomość kolejnego kłucia wywołuje w nim wielki strach, złość a nawet agresję... wczoraj ta reakcja sięgnęła apogeum (no mam nadzieję, że gorzej już nie może być)... zaczęło się jak tylko skręciliśmy w uliczkę, która wiedzie do laboratorium... krzyczał, że on nie chce i nie da paluszka... nie mogłam go wyciągnąć z auta, dał się przekonać dopiero jak powiedziałam, że najpierw pójdziemy się przejść... następne pół godziny starałam sie go przekonać, że to wszystko dla jego dobra a on cały czas płakał...nie muszę chyba dodawać, że i mnie leciały łzy jak grochy... w końcu udało mi się go trochę przekonać... trochę przekupić cukierkami i jajkiem niespodzianką... wiem, że to nie pedagogiczne...ale czasem takie metody są konieczne wręcz jedyne... dla osiągnięcia tego co ważne.... już boję się co będzie za tydzień... często rozmawiamy i jak chodzi o te sprawy w teorii to Otuś doskonale rozumie, że to jest potrzebne, żeby szybko wyzdrowiał i na wszystko się wtedy zgadza...ale jak teoria ma być zastosowana w praktyce to ma już zupełnie inne zdanie na ten temat....

pozdrawiamy:)

poniedziałek, 26 marca 2012

26 marzec

Witamy wiosennie:)

Otuś jest radosny, cześciej się uśmiecha niż smuci...apetyt znacznie się poprawił...to pewnie zasługa tego, że często chodzimy na spacerki, rowerek, gramy w piłkę... widać, że sprawia mu to więlką frajdę...:)

a to moja ulubiona fotka jak Otuś rozmawia z rybkami:)




Wizyta u dermatologa nie należała do najprzyjemniejszych... trzeba było wymrozić tą narośl... Otuś bardzo płakał, był niespokojny i nie bardzo chciał poddać się zabiegowi... dlatego nie udało się do końca "to" usunąć. Musimy nadal smarować nosek z nadzieją, że tym razem już samo odpadnie i nie będzie konieczności powtarzania zabiegu...

niedziela, 18 marca 2012

marzec

Witajcie Kochani...
dużo sie działo przez ostatnie marcowe dni...
morfologia niezmiennie bardzo dobra... próby wątrobowe na szczęście spadły do bezpiecznego poziomu, ale żeby nie było tak różowo to przyplątała nam się infekcja... nie była poważna na tyle, żeby wstrzymywać nam chemię czy podawać antybiotyk, ale musieliśmy się inhalować... przebiegała bezgorączkowo, wystąpił jedynie katar i kaszel... Otuś jak zwykle dzielnie znosił wszystkie niedogodności związane z leczeniem infekcji...


Byliśmy również u dermatologa, ponieważ jakiś czas temu zauważyłam narośl na nosku Otusia, podczas kontroli w klinice pani doktor poleciła nam obserwować czy się powiększa... no i niestety "to" było coraz większe...
Pierwsze pytanie jakie zadałam lekarzowi to czy może to mieć jakiś związek z chorobą nowotworową... na szczeście nie :) to tylko jakaś wirusowa sprawa... Otuś dzielnie zniósł badanie jednak był bardzo nieufny i szybko chciał wychodzić... żeby zaoszczędzić mu stresu pani doktor zaleciła smarowanie noska maścią, która powinna spowodować, że narośl sama odpadnie... niestety do tej pory nie odpadła, a co gorsze, mam wrażenie, że jest większa... oznacza to, że podczas kontrolnej wizyty w czwartek trzeba będzie tą narośl usunąć poprzez zamrożenie... nie mam pojęcia na ile Otuś da sobie ten zabieg przeprowadzić, ale trzeba to zrobić, żeby nie rozsiało się na inne części ciała...

No i jest nareszcie...wiosna...słoneczko...ciepełko... teraz wychodzimy na długie spacerki...Otuś jest w swoim żywiole... ale pierwszy ciepły dzień uczciliśmy wizytą w cyrku... Otuś był pierwszy raz na takim przedstawieniu... bardzo mu się podobało:) mocno bił brawo i śmiał się bardzo głośno... największe wrażenie zrobił na nim klaun, poprosił nawet babcię, aby uszyła mu tak strój...:)



pozdrawiamy ciepluko...wiosennie :)