niedziela, 30 października 2011

październik

Witajcie Kochani,
bardzo przepraszamy, że tak długo nas nie było... obiecujemy sie poprawić, będziemy pisać częściej co słychać u Otusia... bo oprócz tego, że ze zdrówkiem wszystko w porządku to jego rozwój intelektualny postępuje w tak błyskawicznym tempie i w tak cudowny sposób, że koniecznie musimy o tym napisać... Nie da się ukryć, że wyrośnie z niego mądry chłopak....mimo obaw, o których mówili lekarze, że po naświetlaniach główki może mieć problemy z zapamiętywaniem, uczeniem się jestem przekonana, że świetnie da sobie z tym radę... najbardziej rozbawiła nas historia, kiedy to Otuś poszedł z Darusią zrobić siusiu i myjac rączki stwierdził.."Darusiu, ja tym mydełkiem nie będę mył rączek bo ono ma zdradliwy kolor"... cokolwiek miał wtedy na myśli rozbawił nas do łez... podobnie jak wyszukane zwroty jak "nie podążaj za mną" albo "ona jest bezwzględna" czy "ten lew jest cały obolały, uważaj na niego"... ponadto swoją niesamowitą pamięć ujawnia w jednej z ulubionych gier: "pamiętaczek", liczy do 6 nawet po angielsku czym zadziwia wszystkich, bo nikt go tego nie uczył, uwielbia oglądać "literkowe chochliki" na mini mini i po prostu zapamiętał... To wszystko utwierdza nas w przekonaniu, że radioterapia nie odcisnęła trwałego piętna na nim...

Cotygodniowe wyniki krwi są bardzo dobre co również napawa optymizmem:) chociaż raz było gorąco wręcz dramatycznie... to był pochmurny i deszczowy wtorek, Otuś miał wyjątkowo dobry sen i nie mogłam go rano dobudzić, żeby pojechać pobrac krew (można to zrobić tylko do 9:00). Postanowiłam więc, że sama to zrobię i zawiozę bezpośrednio do laboratorium... już kilka razy pobierałam mu sama krew, miałam do tego niezbędny sprzęt wiec pozwoliłam mu spokojnie pospać... wszystko było ok, nawet nie płakał tak bardzo... jednak jak zadzwoniłam po wyniki i usłyszłam, że wyniki w porównaniu z poprzednim tygodniem trochę spadły, ale najbardziej płytki... miał teraz 24tys podczas kiedy tydzień wcześniej było ich 200tys... sama Pani laborantka była zaniepokojona... umówiłyśmy się, ze przyjedziemy następnego dnia powtórzyć badanie... ale ten dzień należał do tych najgorszych...ciągnące się bez końca czekanie i burza myśli w głowie... na szczęscie okazało się, że powodem tego spadku płytek była tylko moja nieumiejętnośc w pobieraniu krwi... zatem nigdy więcej nie będę tego robić sama... Otuś będzie musiał bez względu na wszystko wstawać co wtorek wcześniej niż zwykle, ale dzięki temu uniknie dodatkowego kłucia a my stresu:) nasza Pani Monika robi to jednak najlepiej:) fachowo, sprawnie i niemal bezboleśnie
W listopadzie wybieramy się na ostatnią już punkcję i ostatni pobyt na oddziale:) Otuś wprawdzie bardzo lubi punkcję (zupełnie nie rozumiem dlaczego:)) ale również cieszy się, że nie będzie musiał więcej spać w szpitalu... opowiemy o tym ze szczegółami jak już wrócimy do domku...

a teraz ściskamy mocno i ślemy buziaczki
do zobaczenia niebawem

1 komentarz:

  1. Dzień dobry. Trafiłam na bloga niedawno i teraz czytam go od początku. Mój wnuczek Bartuś zachorował w listopadzie 2013 roku (tuż przed swoimi 4. urodzinami) na ten sam typ białaczki, co Otuś. Też jest leczony w Klinice we Wrocławiu. W tej chwili jest na chemii podtrzymującej. Od poniedziałku ma też profilaktyczne naświetlania główki (w celu ochrony OUN). Przypuszczam, że tak samo było u Otusia, tak? W tym "odcinku" pisze Pani o punkcji, którą Otuś lubi. Bartuś też bardzo ją lubi. Kiedyś spytałam go, czemu? Powiedział, że wtedy jest fajnie, miło... Przypuszczamy, że dzieciom podoba się, gdy po znieczuleniu mają hm.. jak to nazwać? chyba wizje, pewnie coś takiego, jak narkomani po zażyciu narkotyku. :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego, a przede wszystkim zdrowia dla Piotrusia. :)
    Mirka, babcia Bartusia.

    OdpowiedzUsuń