poniedziałek, 7 kwietnia 2014

07/04/2014...kiedy to minie?...

Witajcie,

   pojawiamy się znowu po małej przerwie i napiszemy co tam u nas w chwili obecnej.
  Niestety po dłuższym czasie kiedy cieszyliśmy się zdrowiem i tygodniami bez infekcji, znowu przyszła.
Otuś już w piątek zaczął smarkać i pokasływać ale myśleliśmy , że kiedy weekend spędzi w domku nigdzie nie wychodząc poradzimy sobie i zatrzymamy rozwój choroby.
Rzeczywistość okazała się nieco inna. Kiedy dzisiaj rano Piotruś wstał, praktycznie nie miał jak oddychać bo miał tak "zawalony" nosek, kaszlał i był słabiutki. Zaczął płakać bo bardzo chciał iść do szkoły tym bardziej , że w poniedziałki dzieci mają basen, na który zaczął chodzić i uwielbia tak spędzać czas a do tego poniedziałki należą do szkółki piłkarskiej Olympic.
Kiedy tak płakusiał zapytał Nas patrząc prosto w oczy:" dlaczego Bozia pozwala aby tak często chorował kiedy są tak fajne dni".
Ciężko znaleźć sensowną odpowiedź na takie pytania.
Trzeba było jechać do Pani doktor na kontrolę. Anetka zaproponowała aby przed wizyta u lekarza rodzinnego pojechać do laboratorium na pobranie krewki.
 Na chwile zaniemówiłem bo to wszystko wróciło... wszystkie znaki zapytania, wszystkie spędzone dni w klinice, nerwy i niepokój.
Wiedziałem  , że musi być dobrze bo inaczej być nie może  ale mózg to skomplikowany organ i czasami ciężko za nim nadążyć ponieważ szybko wrzuca nam obrazy, których nie chcemy widzieć a one same napływają.
Oczekiwanie na wyniki, które oczywiście okazały się super poza paroma, które wskazywały na to, że organizm zbroi się do zwalczenia infekcji to też ciężkie momenty...na szczęście to tylko momenty.
  Ciekawe kiedy w końcu zwalczę te myśli i czy w ogóle trak się stanie?
Anetka, teraz będzie przez tydzień opiekowała się naszym bohaterem bo na tę chwilę tak trzeba i nie ma innej możliwości.


I tak to po krótce wygląda.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz